Wiemy już co fotografować, aby stać się sławnym. Porozmawiajmy teraz o tym, jak to robić. Zacznijmy od rzeczy najprostszej, czyli sprzętu. O metodach twórczych porozmawiamy następnym razem. W poprzednim odcinku wspominałem o projekcie będącym fotograficzną typologią sławy. Pomysł Tima Mantoaniego polegał na sfotografowaniu najbardziej znanych fotografów, trzymających w rękach swoje sławne zdjęcia. Aby wzmocnić efekt artystyczny tego w gruncie rzeczy banalnego pomysłu, użył on monstrualnego wielkoformatowego aparatu wykonującego zdjęcia na kliszach typu Polaroid w formacie 20x24 cali (50x60 cm). Cóż za perfekcyjny dobór. Dlaczego? Tego zaraz się dowiecie.
Po pierwsze, wybierając unikalny sprzęt, automatycznie dodaje się wyjątkowości swoim działaniom. Dlatego też, do budowania fotograficznej sławy nie nadają się powszechnie używane, chociażby najbardziej zaawansowane technicznie, aparaty. Żaden Canon 5D czy Nikon D800 nie ma wdzięku i fetyszystycznego magnetyzmu poobcieranego aparatu Leica, wysłużonego Olympusa OM, czy chociaż Contaxa z lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Wybór aparatu, zwłaszcza klasycznego, ma podkreślać nasze umiejętności warsztatowe („Ja cie, on robi zdjęcia na materiale światłoczułym i to czarno-białe, pewnie jeszcze sam je wywołuje. Szacun”.) oraz nonkonformizm. W celu podkreślenia dystansu do współczesnej technologii można dodatkowo pogłębić efekt naszej oryginalności, używając jakiejś zapomnianej marki aparatów albo rosyjskich podróbek typu Fed. Nie polecam jednak Zenitów i Lomo. Pamiętajmy, że chcemy być sławni, a nie hipsterscy. Nie ma innego wyjścia, jak zainwestować w sprzęt. Przy wyborze klasycznego aparatu problemem mogą być nasze umiejętności techniczne. Tu z pomocą przychodzi Polaroid i cała filozofia za nim stojącą („Tak, wykonuję jedno, unikalne zdjęcie, będące odzwierciedleniem niepowtarzalności…”.), przy której nie trzeba znać się na pracy w ciemni. Można też pójść znacznie łatwiejszą drogą, wybierając pospolitą technologię i twórczo wykorzystując jej niedoskonałości. Doskonałym przykładem jest tryumf iPhone z jego przeciętnym aparacikiem. Co prawda, większość użytkowników ogranicza się do tzw. pstrykactwa, ale iPhone 5 z matrycą 8 megapikseli oraz aplikacja Hipstamatic zyskały uznanie u profesjonalistów. Fotograf, David Guttenfelder z Associated Press, ze swojej wyprawy do Afganistanu przywiózł zdjęcia wykonane właśnie iPhone'em. Węgier Balazs Gardi i nowojorczyk Teru Kuwayama, uczestniczący multimedialnym projekcie dokumentalnym wychwalali reporterskie zalety małego pstrykadełka. W Polsce zdjęcie krzyża na Krakowskim Przedmieściu autorstwa Rafała Milacha trafiło na okładkę „Tygodnika Powszechnego”.
Po drugie, wybierając sprzęt ograniczony technicznie, uzyskujemy spójność tak pożądaną w typologii. Niektórzy fotoreporterzy, aby wzmocnić swój własny styl lub też zamaskować jego brak używają jednego aparatu, z jednym obiektywem, ustawionym na jednej przysłonie. Uzyskują dzięki temu powtarzalność technicznych aspektów swoich zdjęć (perspektywa, głębia ostrości, struktura obrazu, itd.), co może być mylone ze stylem, choć czasami nim się staje. Podobny efekt, można uzyskać stale stosując ten sam filtr z aplikacji Hipstamatic. Niestety musimy liczyć się z tym, że nie tylko my wpadniemy na pomysł, który miał być jedyny i niepowtarzalny. Powszechność komórek z wbudowanymi aparatami może przekreślać nasze oryginalne pomysły. Ograniczone są też możliwości wykorzystania trzeciej cechy charakteryzującej narzędzia techniczne wspomagające sławę, czyli wielkości.
Wracając do przypadku Mantoaniego, zauważmy jeszcze raz, że wybrany przez niego aparat nie dość, że unikalny, to na dodatek jest ogromny. To ważna cecha, bo stanowi kolejny element budowania naszej sławy. Musimy publikować i wystawiać wielkoformatowo. Nie uda nam się zostać sławnym poniżej formatu 50 na 70 cm. I więcej tym lepiej. Banał powiększony do formatu ściany zawsze robi wrażenie. A powtarzające się wielkoformatowe banały na ścianie to już wystawa. Wystawy zaś są najlepszym sposobem budowania sławy. Wielkoformatowa wystawa bez banału jest zaś bezpośrednią przepustką do świata wina, kobiet i wzajemnej adoracji. O tym jak zacząć wystawiać i uniknąć, bądź zamaskować banał opowiem jednak później.
Adam Dzidowski (dzidowski.art.pl)