W poprzednim felietonie pisałem o odwadze, umiejętnościach, samoświadomości oraz ich roli w kształtowaniu swojej pozycji artystycznej. Jak to się ma do stawania się sławnym fotografem . Otóż nie tak, jak mogłoby się wydawać. W byciu sławnym brawura często jest ważniejsza od odwagi, układy od umiejętności, a samouwielbienie od samoświadomości. W mechanizmach sławy liczy się skuteczność, a nie doskonałość. Zacznijmy więc od początku. Kto i jak możne zostać sławnym fotografem?
W dużym uproszczeniu każdy. Tak, jak gwiazdki muzyki pop sprzedają miliony egzemplarzy płyt, tak też sławnym fotografem może zostać większość z nas. Najlepszym dowodem na to, że sława ma się nijak do istotnych cech artysty, są przecież rzesze celebrytów okupujących nasze ekrany. Do sławy potrzeba odrobiny samozaparcia, tupetu i konsekwencji. Konsekwencja jest nam zwłaszcza potrzebna jeżeli nie chcemy być sławni przez pięć minut, czy jeden sezon. Gdy chcemy by nasza sława rosła i odbijała się echem po salonach, salach wystawowych i sieci, potrzebujemy twórczej konsekwencji, zwanej stylem. Co prawda można być konsekwentnym banalnie i bez polotu, ale styl znacznie ułatwia wyróżnienie się. Problemem ze stylem jest jednak fakt, że jedni go mają, a inni nie. Ale nie martwcie się. Styl, czy też jego namiastki można dosyć prosto spreparować.
Na nasze szczęście, w dzisiejszych czasach już sama powtarzalność mylona jest ze stylem. A im bardziej nietypowe zachowania powtarzamy, tym łatwiej zostać zauważonym. Albert Einstein powiedział, że szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać różnych rezultatów. My, dążąc do sławy, nie oczekujemy jednak odmiennych rezultatów. Wręcz przeciwnie, utrwalamy swoja niezmienność, aby stać się rozpoznawalnymi. Tak więc to nie szaleństwo, lecz metoda. Intrygująca, a czasami tylko natrętna powtarzalność jest przy tym znacznie łatwiejsza do opanowania niż okiełznanie wyszukanych technik, wypracowanie prawdziwie osobistego warsztatu, czy znalezienie nieoklepanego tematu. Działa przy tym prosta zasada, że jedno poruszone zdjęcie to przypadek, dziesięć to awaria sprzętu, a sto to już własny styl. Tak więc poruszajmy, przekrzywiajmy, przekadrowujmy, przesuwajmy suwaczki w Photoshopie o stałą, najlepiej ekstremalną wartość. Tą stosunkowo prostą metoda, po około pięciu, dziesięciu latach staniemy się sławni. Mody będą się zmieniały, cykle koniunkturalne zataczały, a my dzięki stałości swoich poczynań dorobimy się rzeszy fanów (o tym jak ich zdobyć dowiecie się później), wychwalających nasza formalną odwagę, nonkonformizm i oryginalność. W końcu skoro robi się coś przez tyle lat, to musi mieć to głębszy sens. Prawda?
Jeżeli jednak okaże się, że kilka lat to dla nas za dużo, to proces powtarzalności można wzmocnić. Nie tylko robić tak samo, ale i to samo. W tym momencie wykorzystujemy popularny fetysz współczesnej sztuki, czyli typologię. Studium typów, to jeden z silniejszych trendów w ponowoczesnej fotografii. Zamiast budować finezyjne struktury obrazu, bądź snuć tradycyjną narrację, z zapałem kolekcjonera utrwalamy podobne motywy. Jak mówi Martin Parr - „suchy, monotonny język typologii dużo lepiej porządkuje i tłumaczy chaotyczną rzeczywistość zglobalizowanego świata”. Wszystko wskazuje więc na to, że gdyby mój kolega nie zarzucił młodzieńczej pasji fotografowania porzuconych w lesie sprzętów AGD, z pewnością dziś byłby sławnym fotografem, którego prace rozpatrywane byłyby w kontekście globalnego ocieplenia, handlu CO2 i ogólnoświatowej troski o środowisko. Kolekcjonować wizualnie możemy przy tym wszystko. Buty, twarze, hydranty, paznokcie, drzewa, znaki drogowe, dworce, widoki za oknem, drzwi, psy, kapsle, czy skasowane bilety. Im bardziej banalny temat, tym lepiej. Poprzez pozorną trywialność wyboru manifestujemy przecież swoją ponadprzeciętna wrażliwość w dostrzeganiu piękna tam, gdzie inni go nie zauważyli. Dodatkową zaletą typologii jest przy tym fakt, że im bardziej beznamiętne i formalnie wysterylizowane są tworzone przez nas kadry, tym więcej zyskują uniwersalnego i ponadczasowego charakteru. Trzeba jednak uważać na zarzuty o prymitywizm, najlepiej maskując się odpowiednio wydumaną teorią własnego procesu twórczego. O tym jednak później. Należy też pamiętać, że w drodze do sławy cześć tematów jest bardziej lub mniej nośna. O tym, co i jak fotografować, żeby przyspieszyć swoją sławę dowiecie się w kolejnych odcinkach.
Adam Dzidowski (dzidowski.art.pl)