Jakiej wiedzy potrzebuję i gdzie mogę ją zdobyć: szkoły fotograficzne, kursy, warsztaty?
Witam w kolejnej odsłonie naszej podróży przez tajniki fotograficznego biznesu. Tym razem skupimy się na wiedzy, jaką potrzebujemy, aby móc w pełni rozwinąć skrzydła.
Fotografia w Polsce zaraz po skokach narciarskich stała się narodowym sportem i widać to na każdym kroku. Jest ogrom kursów, szkoleń, warsztatów, szkół fotograficznych itp. Jak w tym wszystkim wybrać odpowiedni dla siebie i czy w ogóle są one potrzebne? W tym miejscu powinien być zgrabny tekst pokazujący, jak to moje kursy i szkolenia są lepsze od innych, ale nie chcąc tracić Waszego zaufania, Drodzy Czytelnicy i adepci sztuki fotograficznej, napiszę nie to, co służy mi, ale to, co może służyć Wam w dalszym rozwoju.
Gdy wiesz, jaki rodzaj fotografii chcesz uprawiać, możesz znaleźć swojego „mistrza” - czyli kogoś, kogo prace podziwiasz i jest on dla Ciebie fotograficznym guru, na ten moment. Ostrzegam, że mistrzowie się zmieniają z miarę jak Ty będziesz się rozwijać. Gdy wybierzesz swojego guru, poznaj tajniki jego warsztatu, nie po to, aby powielać, ale, aby rozwijać się technicznie. Gdy wiesz, czego chcesz się nauczyć łatwiej jest znaleźć miejsce, w którym uczą dokładnie tego, co jest Ci potrzebne lub co cię interesuje najbardziej.
Często pada pytanie, czy w ogóle wato sie uczyć od innych, czy nie zabija to kreatywności? Odpowiem, że warto, ale każdy z nas jest inny. Zatem jeden pozna tajniki nauczyciela i będzie je wiernie powtarzał i w ten oto sposób wykreuje „fotograficzną pop kulturę”. Jego prace będą poprawne, ale nie będzie w nich nic świeżego, odkrywczego. Oglądając je, może nam towarzyszysz myśl: ja już to gdzieś widziałem. Jest też mała grupa, która pozna tajniki i na koniec dołoży coś od siebie, idąc krok na przód, pokazując własny styl. Jest jeszcze trzecia grupa, która uczy się, tylko po to, aby zrobić coś całkowicie odwrotnego, „nie kanonicznego”. I tutaj mówimy albo o bezimiennych osobach ogarniętych frustracją, że jednak im nie wyszło, bo zjadła ich „nomenklatura nakazów”, albo o wyraźnie wybijających się z tłumu artystach.
Moim zdaniem bardzo dobrą szkołą jest tzw. praktyka albo asystentura, (sam przez nią przeszedłem). Na czym to polega? Jesteś pomocnikiem u kogoś, kogo cenisz, podziwiasz, a wiąże się to z bycie na zawołanie – „przynieść, wynieść, pozamiataj”. Jednak zawsze jest 20% czasu, kiedy możesz podpatrzeć mistrza przy pracy. Poza tym znakomita większość osób, która coś tworzy, lubi o tym opowiadać (włączając w to mnie) i jeżeli masz umysł otwarty, chłoniesz i uczysz się cały czas wiedzy praktycznej. Minusem tego typu nauki jest to, że musisz spojrzeć na siebie z dystansem. Nie jesteś fotografem, tylko pomocą, nie jesteś artystą, nie trzymasz aparatu, tylko nosisz statywy za fotografem. Dla niektórych osób z przerostem ambicji może to być bardzo trudne.
Dla ludzi, którzy nie zniosą faktu bycia tylko asystentem zostały wymyślone warsztaty, na których, za odpowiednią opłatą, jesteś wprowadzany w tajniki pracy osoby prowadzącej. W tym wypadku jesteś klientem i jesteś traktowany z całą kurtuazją. Ale jak to w życiu bywa są tego plusy i są minusy. Plusem jest pełne zadowolenie, miła atmosfera, podpatrzenie warsztatu innych, posłuchanie kogoś, kto wie, o czym mówi, dzięki wcześniej zdobytemu doświadczeniu. Minusem jest to, że jako klient, poznajesz tylko to, co jest na sprzedaż, poznajesz piękną stronę fotografii, w końcu płacisz za to.
Na kursach lub szkołach fotograficznych zapoznamy się z bardzo usystematyzowaną wiedzą zarówno praktyczną, jak i teoretyczną. Jeżeli potrzebujesz wiedzieć, jak działa samochód, aby nauczyć się nim jeździć, to jest to właśnie droga dla Ciebie. Aby było jasne, nie uważam, że jest to stracony czas. Sam skończyłem szkołę fotograficzną i bardzo mi pomogła, ale jest to jeden z rodzajów nauki przez niektórych przeceniany albo niedoceniany. Wszystko zależy od indywidualnego podejścia i potrzeby zdobywania wiedzy.
Przez przypadek wyszła mi subiektywna gradacja, jak zdobywać wiedzę. Moja opinia: praktykować, praktykować, czytać i praktykować, podpatrywać innych, bo to daje bardzo dużo, nie musimy wyważać już otwartych drzwi.
Czasem trzeba spojrzeć na to, co robimy z własnej perspektywy. Będzie ona pełna, gdy mamy wypracowany warsztat. To tak jak w muzyce. Najlepsi improwizatorzy, to ludzie bardzo dobrzy technicznie, którzy mają dużą wiedzę praktyczną i mogą sobie pozwolić na oderwanie się „od kanonu”.
Krzysztof Dolinny