Wywiad: Sławomir Janicki, wrzesień 2017 roku, Wrocław.
Jest mi bardzo miło powitać Cię Sławku. Ostatnio widzieliśmy się w Paryżu i wtedy obiecaliśmy sobie spotkać się we Wrocławiu. Jako że jesteś wyjątkowym fotografem, nasi czytelnicy chcieliby poznać historię Twojej kariery zawodowej. Na początku konkretne pytanie. Co należy zrobić, aby 2 lata z rzędu zdobywać tytuł Best Wedding Photographer in Paris w konkursie organizowanym przez "Expatriates Magazine".
Przede wszystkim zadbać o to, aby mieć zadowolonych Klientów, którzy otwierają ci drogę do tego. Właśnie oni są jurorami. W zeszłym roku nie wiedziałem w ogóle o tym konkursie, dopóki jeden z moich klientów zgłosił mnie do niego. Przekazał też informacje o tym wydarzeniu innym osobom. Zaowocowało to, że zostałem Najlepszym Fotografem Ślubnym Paryża.
Kiedyś opowiadałeś mi, że Twoja kariera zawodowa nie zaczęła się od fotografii. Jak to się stało, że się nią zająłeś?
Na początku moja fotografia wyglądała tak jak u każdego. Robiłem zdjęcia kwiatkom, zwierzętom, fotografowałem krajobrazy i fascynowałem się tym. Natomiast największym zaskoczeniem dla mnie było to, że kiedy pojechałem do Afganistanu, dostałem tam ofertę na wykonywanie zdjęć. Bardzo mi się to spodobało, nawet dostałem propozycję zajęcia się fotografią wojenną. Niestety moja narzeczona nie zgodziła się. Podjąłem decyzję, że odchodzę z wojska. Już w cywilu moją przygodę z fotografią ślubną i portretową rozpocząłem w Studium Fotografii Ślubnej na warszawskiej Akademii Fotografii.
A co spowodowało, że Paryż stał się miejscem, w którym obecnie pracujesz?
Moja dziewczyna tam zamieszkała. Kiedy ja wyjechałem do Afganistanu, ona przeprowadziła się do siostry mieszkającej w Paryżu, aby nie przeżywać mojego wyjazdu w samotności. Skończyła Uniwersytet Medyczny w Łodzi, niestety nie mogła realizować się w Polsce. Obecnie pracuje w Paryżu w swoim zawodzie, jako fizjoterapeutka. Ja dołączyłem do niej i tak wylądowaliśmy obydwoje pod Paryżem, bo samo miasto jest bardzo ciężkie do mieszkania i życia.
Czyli wyjechałeś do Paryża za swoją miłością?
Tak.
Jak wdrażałeś się w zawód fotografa w obcym kraju?
Początkowo dokształcałem się sam z książek. Później zapraszałem do Paryża znanych w Europie fotografów, którzy uczyli mnie od podstaw, jak powinna wyglądać fotografia. Całkowicie odwrócili mi moją wizję fotograficzną, którą wyczytałem z książek. Fotograf, który przyjeżdża do ciebie na indywidualne warsztaty to jest coś niesamowitego, ponieważ on ci otwiera całe swoje serce i przekazuje ci całą swoją wiedzę, do której dochodził, szlifując swój warsztat przez wiele lat.
Takim właśnie fotografem jest Gregor Laubsch. Gregor jest portrecistą. Spotkanie z nim było dla mnie niezwykłym doświadczeniem, które zaowocowało w mojej fotografii. W trakcie naszych spotkań przekazał mi wiedzę, którą zdobywał na przestrzeni 25 lat. Stwierdziłem, że jeżeli ktoś ci przekaże tę wiedzę "na skróty", to jest o wiele łatwiej. Twoja droga do fotografii jest łatwiejsza, niż miałbyś dochodzić do tego sam. Kolejnym fotografem, który przekazał mi swoja wiedzę był Grzegorz „Moment” Płaczek z Krakowa oraz Adam Trzcionka, również z Krakowa, który jest dla mnie kultowym fotografem ślubnym. Natomiast na moje pierwsze w Paryżu warsztaty zaprosiłem Konrada Paprockiego. Miałem wtedy okazję i przyjemność przyjrzeć się jego pracy z modelką.
Jak przygotowywałeś się do pierwszych sesji ślubnych?
Jeszcze zanim zacząłem robić zdjęcia, bardzo ważnym momentem w mojej paryskiej przygodzie było poznawanie miasta. Przez 3 miesiące jeździłem rowerem po Paryżu, szukając miejsc, gdzie będę później robił sesje. Mam kalendarz, w którym zapisywałem odkryte przeze mnie ciekawe lokalizacje. Wiadomo, że rodowici Paryżanie nie chcą mieć wieży Eiffla na zdjęciu. Oni chcą czegoś nowego, tajemniczego. Wiele razy spotykałem się reakcją Klientów „Boże, tyle lat mieszkamy w Paryżu, a nie wiemy gdzie to jest”.
Nie. Właśnie w tym i zeszłym roku organizator konkursu wydał gazetę, w której był wywiad ze mną i były zamieszczone również moje zdjęcia. Gazeta jest rozprowadzana w ambasadach, dobrych hotelach, w miejscach turystycznych i w restauracjach, gdzie przebywają turyści.
W tym roku w konkursie głosowało 95 tysięcy ludzi. Świadczy to o dużej popularności gazety. Rozpowszechniła ona moja twórczość. W reklamie mojej fotografii pomógł mi również Instagram, na którym mam ponad 10 tysięcy osób mnie obserwujących. Najwięcej Klientów mam z Europy, Stanów Zjednoczonych i Azji.
Cieszymy się zatem, że część Twoich prac jest również do obejrzenia na naszym portalu. Znaczna część naszych Czytelników na pewno jest ciekawa, jakiego sprzętu fotograficznego używasz w swojej pracy?
Pracuję na sprzęcie marki NIKON.
Nikon. A coś więcej?
Mam 3 body. Nikon D810, do zdjęć portretowych, które robię w swoim studio. Nikon D4 i D5, które używam wyłącznie do reportażu ślubnego, sesji ślubnych i modowych.
A co z obiektywami?
Jasne stałki. Tylko i wyłącznie jasne stałki.
A coś ostatnio wspominałeś na temat nowego obiektywu, który zakupiłeś?
Tak, Sigma 135 f 1.8 Art. Dla mnie nie ma lepszego obiektywu na dzień dzisiejszy, jeśli chodzi o ostrość i plastykę zdjęć. Bardzo dużo używam go na sesjach plenerowych, mniej na reportażach – za długa ogniskowa. Ale w kościele, gdy mam więcej miejsca, też potrafię zrobić portrety państwa młodych.
Wspominałeś, że ostatnio zdobyłeś 3 wyróżnienia za fotografię wykonaną właśnie tym obiektywem.
Została ona doceniona na portalu internetowym Nikoniarze. W The Magazin była wyróżniona, jako najlepsze zdjęcie dnia. Przed chwilą dostałem informację, że fotografia wykonana tym obiektywem zostało wyróżnione również przez redakcję The Best Model.
Gratulacje.
Dziękuję.
Część zdjęć z Paryża pokazuje to miasto jakby ze snów. Na tych ujęciach oprócz osoby fotografowanej nie ma żadnych innych ludzi. Jak to jest możliwe w tak turystycznym mieście?
Po prostu trzeba wcześnie rano wstać, iść "na Paryż" i robić w ciszy, i spokoju zdjęcia.
Czyli większość tych fotografii jest realizowana o świcie.
Tak większość, aczkolwiek mam jeszcze takie miejsca, gdzie wiem, że w danym momencie nie ma tam zbyt dużo ludzi. Paryż ma taki charakter, że od 12 do 14 jest midi, czyli przerwa obiadowa. Na przykład nad Sekwana czy na La Defense jest masa ludzi. Nie ma możliwości fotografowania. Najlepiej w czasie midi wybierać miejsca mniej turystyczne, na przykład Place de Mexico przy wieży Eiffla. Ludzie siedzą w restauracjach, a cały plac jest pusty.
Twoje fotografie ślubne są charakterystyczne, mają taki swój czar. Czy możesz uchylić rąbka tajemnicy, na czym to polega?
Po prostu być naturalnym, nie ustawiać Klientów, opowiedzieć im jakąś historię i pozwolić im wczuć się w swoje role. Ja jestem tylko reżyserem i komponuję to wszystko. Najważniejsze w fotografii ślubnej jest dawać ludziom radość. Chcę, aby moje zdjęcia pokazywały piękno człowieka, relacje międzyludzkie i wyjątkowość otaczającego świata. Fotografia ślubna polega przede wszystkim na przygotowaniu reportażu z ceremonii ślubnej i przyjęcia. Moja obecność nie ingeruje w rozgrywające się sytuacje w to, co się dzieje. Jako fotograf muszę być jak duch, przemykać niepostrzeżenie wśród gości, wypatrywać interesujących, ważnych i radosnych momentów. Trzeba być bardzo skupionym i dobrym obserwatorem, aby uchwycić emocje.
Dziękujemy bardzo Sławku, za poświęcony czas naszym Czytelnikom oraz opowiedzenie, o swojej drodze do fotografii, którą tworzysz.
(Zdjęcie Sławomira Janickiego wykonała Renata Drygiel)